Słuchał relacji Piotra, wypowiadanej z żalem, długo czekał na powierzenie mu przez apostołów „prawdziwego”, ważnego zadania – na miarę ich głoszenia Dobrej Nowiny.
Od momentu przybycia w rodzinne strony matki – Żydówki wszystko wydawało się trudniejsze w jego życiu. Dziś widzimy go jako jednego z Ewangelistów, ale zanim mógł zobaczyć w tym dziele swoje wielkie zadanie, każdą kolejną, odkrywaną przez siebie prawdę, zdobywał w trudzie…
Przyjęcie wiary w Jezusa niczego mu nie ułatwiło, choć sam wielokrotnie powtarzał, że „niczego nie poświęcił, a zyskał wszystko”… Bardzo ludzka ta opowieść i bardzo ważna, nawet jeśli przyjąć, że wiele szczegółów z konieczności jest literacką fikcją – „bible fiction”.
Fakty znamy z Pisma Świętego, ale emocji, motywacji czy rozterek bohaterów możemy się jedynie domyślać.
Historia Marka Ewangelisty to spojrzenie na niego nie tak jak zwykle – przez pryzmat wielkiego dzieła, jakiego dokonał i na długo przed rozpoczęciem go. Jak chyba każda opowieść o wielkiej postaci – niezwykle pocieszająca dla tych, którzy nadal szukają swojego Wielkiego Zadania.
Opowieść o Marku mówi mi, że do każdego wielkiego dzieła prowadzą te drobne, codzienne, wydawałoby się – niewiele znaczące. Jedna decyzja prowadzi do kolejnej, raz wybrana droga warunkuje obranie jednego kierunku, a odrzuceniu innych.
Czasem decyduje o tym impuls, czasem – kilka mniejszych, drobnych przesłanek, które dopiero zebrane razem powodują „przepełnienie czary”. Jedno jest pewne – z każdego z tych naszych małych wyborów Bóg może wyprowadzić dobro, zmierzające do pełni błogosławieństwa.
Udostępnij na Facebooku